Samotna mama i singielka z odzysku
Tagi: małżeństwo rozstanie rozwód rodzicielstwo singielka samotna mama
22 lutego 2015, 13:12
Ten blog jest swego rodzaju „wygadaniem się”, jak przyjaciółce czy terapeucie. Niestety przez ostatnie 8 lat, defacto całe dorosłe życie, byłam tak szaleńczo zakochana, że jedyne o czym myślałam to spędzanie czasu z mężem i nie dorobiłam się przyjaciółki, do której mogę pójść czy zadzwonić i wypłakać się nad swoim losem. Moje życie towarzyskie ograniczało się do spotkań ze wspólnymi przyjaciółmi. Mój mąż miał inne potrzeby, chciał spotykać się z kolegami, chodzić na piwo i mecz, biegać, spędzać czas samotnie. Oczywiście pojawiło się to dopiero z upływem czasu, ale generowało wiele kłótni, mąż czuł się „ubezwłasnowolniony”. Ale jak mogłam podchodzić do tego inaczej, jak za każdym razem jak tylko wyrwał się sam z domu to wracał pijany i chętny do „rozmów”. Wylewał wtedy na mnie wszystkie żale, dowiadywałam się jaka jestem straszna. Oczywiście na drugi dzień przepraszał i się kajał, ale mi pozostało to w pamięci.
Przedstawię pokrótce sytuację, w której się obecnie znajduję. Poznałam męża 8 lat temu, miałam wówczas 17 lat. Był przyjacielem mojego brata, a moja najlepsza przyjaciółka urządziła imprezę, na którą zaprosiła całą paczkę mojego brata. Znałam bliżej wszystkich kumpli brata, kilku z nich nawet podkochiwało się we mnie, ale delikatnie dawałam im do zrozumienia, że nic z tego. Mniejsza z tym. Impreza trwała w najlepsze, a wiadomo, że w kuchni dzieje się najwięcej. Siedziałam i gadałam z kolegą, który od ponad roku robił do mnie maślane oczy. W międzyczasie dosiadł się on, niewysoki, brodaty rudzielec. Znałam go z widzenia i słyszenia i wiedziała, że to typ inteligenta. Tak też było, zagadaliśmy się tak, że kolega chyba poczuł się niepotrzebny i zostawił nas samych. Spędziliśmy razem cały wieczór i noc. Przez lata droczyliśmy się, kto za kim ganiał. Od razu wpadłam, serce silnym bólem dawało mi jasno do zrozumienia, że to właśnie ten. Zasnęliśmy koło siebie w łóżku koleżanki, a ja położyłam jego dłoń na moim biodrze. Z nerwów nie spałam za długo, po około pół godziny siedziałam z przyjaciółką przy kubku mięty i opowiadałam, że się zakochałam. Po domówce było kilka innych imprez, na którym spotykały się grupy moje i mojego brata, powstało kilka związków, ale jedynie nasz przetrwał próbę czasu (tzn. tak mi się wydawało). Nie widzieliśmy świata poza sobą, pierwszy pocałunek, pierwszy seks. To właśnie z nim straciłam dziewictwo i tylko z nim w życiu spałam. Mam 26 lat i na koncie jednego partnera seksualnego. Mąż, a wtedy mój chłopak, pomimo młodego wieku miał już syna. Polubiłam nawet wtedy tego niespełna dwuletniego rudzielca. Z czasem sympatia uleciała. Po ośmiu miesiącach związku zaszłam w ciąże. On był przerażony, bał się reakcji rodziców, nie chciał dziecka. Ja nawet się cieszyłam, miałam instynkt macierzyński od wczesnych lat, uwielbiałam dzieci i w życiu nie widziałam się w innej roli, niż roli matki. Moją radość tłumił jego strach. W końcu rodzice dowiedzieli się, nie poszło aż tak źle, oczywiście nie byli zadowoleni, ale nie było już wyjścia. Powiedzieliśmy, że chcemy się pobrać i tak też zrobiliśmy. To nie było małżeństwo przez wpadkę, my się naprawdę kochaliśmy i planowaliśmy się pobrać za rok czy dwa, ciąża jedynie przyśpieszyła decyzję. Pobraliśmy się kiedy byłam w piątym miesiącu ciąży, między moimi maturami pisemnymi a ustymi. Byliśmy szczęśliwi, oboje, chodziliśmy zawsze razem do lekarza, nigdy nie zapomnę jak mąż przeżywał usg, na którym poznaliśmy płeć naszego dziecka. Nigdy się nie kłóciliśmy, w sielskim nastroju kompletowaliśmy wyprawkę. Gdy doszło do porodu, po raz pierwszy zawiodłam się na moim mężczyźnie. Byłam dwa tygodnie po terminie, mogłam zacząć rodzić w każdej chwili. W niedzielne popołudnie pojawiły się pierwsze bóle, ale były na tyle rzadkie, że jakoś funkcjonowałam. Wieczorem nasiliły się, biegałam co chwila do toalety, organizm chyba przygotowywał się na cud narodzin. Co robił wówczas mój małżonek? Grał na komputerze w Fifę, po czym położył się spać. Ja tej nocy nie zmrużyłam nawet oczu, skurcze były coraz silniejsze i częstsze. Mój mąż obudził się dopiero o 5 rano, po tym jak z całej siły ścisnęłam go podczas skurczu. Pojechaliśmy szybko do szpitala. Tam zostałam sama. 19-latka (od dwóch tygodni) sama na porodówce i olbrzymi ból. Poród trwał w sumie 21 godzin, ale udało się, urodziłam zdrowego, ślicznego chłopca, który momentalnie przyssał się do piersi. Po chwili wszedł mój mąż i z progu nie mógł się nadziwić, jak maluch jest śliczny. Powiedział wówczas pamiętne słowa „Urodziłaś takie piękne dziecko, musimy mieć kolejne”. Tak się niestety nie stało i dlatego dziś czytacie tego bloga. Przez prawie 7 lat naszego małżeństwa było różnie, czasem bardzo dobrze, czasem po prostu dobrze, a czasem tragicznie. Przyłapałam kilkukrotnie męża na zdradach i jak głupia za każdym razem wybaczałam. Byłam tak zaślepiona i zakochana, że chciałam tylko, żeby przy mnie był. Czara goryczy przelała się w momencie, kiedy tuż przez próbą starania się o dziecko, marzę szaleńczo o dziewczynce, oznajmił mi, że nie chce mieć więcej dzieci, jest mu w tym momencie wygodnie, bo mały zajmuje się już sobą sam, a on ma kasę i może korzystać z życia. Czy po tylu wyrzeczeniach z mojej strony (nigdy nie poszłam na studia, bo on ciągle studiował, a w sumie to bawił, bo do tej pory nie skończył żadnych) i upokorzeniach z jego strony, nie zasługuję na to by zostać matką? Za każdym razem jak o to pytałam to mówił, żebym nie zapominała, że mam syna. Ale to nie jest tak, że on mi się już znudził, kocham go nad życie, ale wciąż mam nadmiar miłości i pragnę dziecka. Po prostu nie chce niczego bardziej. On ma już dwójkę dzieci, dwóch synów. Ale jego błędy młodości nie mogą wpłynąć na całe moje życie. Stwierdziliśmy, że mamy inne plany na przyszłość i trzeba się rozstać, ale nikt tego chyba naprawdę nie chciał i tak rozmawialiśmy przez miesiąc, odkładaliśmy decyzję. Byłam nawet w stanie się nagiąć i odsunąć dziecko na za kilka lat, ale on „nie chciał dawać mi złudnych nadziei, że kiedykolwiek zachce mieć dziecko”. Narastała frustracja, a my mówiliśmy sobie coraz gorsze rzeczy. Po raz pierwszy mój mąż nie wrócił na noc do domu, popił, pochodził po klubach i trafił do łóżka w mamy, a nie u siebie w domu. Wtedy powiedziałam dość i oznajmiłam małemu, że rodzice się rozwodzą. Bardzo to przeżył i zapłakany prosił, żeby tata się nie wyprowadzał. Mieszkaliśmy razem jeszcze trzy tygodnie, do dziś. Zwykła poranna kłótnia skończyła się wyprowadzką męża i jego starszego syna. Poszli do rodziców,a ja stałam się samotną matką i singielką z odzysku.
a Ty w tym czasie pomyśl co straciłaś przez te wszystkie lata.
zacznij i myśl o sobie i małym.
jesteś młoda masz dopiero 25 lat całe życie przed Tobą!
koniec dbania o niego!!!i jego smarkatego zachowania.
zatroszcz się o siebie już najwyższa pora.
dasz radę!!!a dlaczego??
bo podobno urodzenie dziecka to nie lada sztuka i najtrudniesze masz już za sobą.
Dodaj komentarz