Archiwum luty 2015


Powoli wariuję
Autor: mama-singielka
Tagi: samotność   tęsknota   beznadzieja  
26 lutego 2015, 19:38

Zwariuję, zwariuję z samotności, tęsknoty i braku jakichkolwiek nadziei na lepsze jutro. 

Na początku trzymałam się jakoś, nie było wielkiej tragedii, rozpaczy, ale z dnia na dzień jest coraz gorzej. Sidzę sama, z nikim nie rozmawiam, czekam tylko na moment powrotu do domu małego, ryczę z bye powodu i marzę tylko, żeby wszystko było po staremu. Strasznie chcę, żeby mąż do mnie wrócił, wiem, że się kłóciliśmy i w ogóle, ale jak żona alkoholika czy tyrana wierzę, że się poprawi. Niestety wygląda na to, że on wcale tego nie chce, przynajmniej nie daje po sobie poznać. Wspomina o przyszłości, oczywiście zakładając, że nie będziemy razem. Perspektywa  takiego dalszego życia mnie dobija, bo to nie życie ale marna egzystencja, na kanapie przed telewizorem czy laptopem. Nie wiem co zrobić i czy cokolwiek jeszcze się da. 

Mamo nie martw się...
Autor: mama-singielka
Tagi: samotność   plotki   rozwód  
25 lutego 2015, 10:26

do weekendu jeszcze kupa czasu. Tak powiedziało wczoraj moje dziecię gdy zobaczyło łzy w moich oczach. Wrócił wieczorem od taty i powiedział, że chce pójść do niego na weekend i spać z soboty na niedzielę. Staram się trzymać przy nim i jak najmniej dać odczuć, że coś się zmieniło, ale coś we mnie pękło. Oczami wyobraźni widziałam siebie samą wieczorem w łóżku, po całym dniu spędzonym w samotności i momentalnie poleciały mi łzy. Oczywiście mały to zauważył i zaczął zapewniać, że w niedzielę rano szybciutko wróci i żebym się nie przejmowała, bo do weekendu jeszcze dużo czasu. Zrobiło mi się momentalnie wstyd przed samą sobą. Do czego ja doprowadziłam? Żeby dziecko musiało mnie pocieszać, być jedynym gwarantem tego, że będę miała do kogo się odezwać. To chore, mam wrażenie, że niszczę mu dzieciństwo, bo nagle z beztroskiego, naiwnego dzieciaka staje się jedyną podporą swojej matki. Muszę coś z tym zrobić, nie chcę, żeby będąc u taty, zamiast cieszyć się z jego obecności zamartwiał, że mamie jest przykro i płacze w poduszkę. 

 

Mały w ogóle "wydoroślał", bardzo dużo rozmawiamy o rozstaniu, to on zawsze zaczyna temat, ale czytałam, że to dobrze, bo ma prawo wiedzieć co się dzieje. Moi rodzice rozstali się jak byłam już dorosła i synek połączył te dwie sprawy. wczoraj przy wieczornej toalecie zapytał się czy moi rodzice też się rozwiedli i czy tatuś był już w sądzie, bo widział w telewizji, że jak ludzie się rozwodzą to zawsze kłócą się w sądzie i czy my też będziemy. Powiedziałam mu, że póki co nie byliśmy jeszcze w sądzie, że to nie tak od razu dostaje się rozwód i obiecałam, że nie będę kłóciła się z jego ojcem. Niestety dyskusje na ten temat postanowił prowadzić też w przedszkolu. Wieczorem mimochodem rzucił, że powiedział wszytskim, że tatuś się wyprowadził, zaczął wyliczać, że dzieciom ze swojej grupy, z młodszej, że pani swojej i też z młodszej grupy, pani ze świetlicy. Nie chciałam na niego naskakiwać, że to nie temat do dyskusji z każdym, zapytałam tylko spokojnie co jego wychowawczyni powiedziała na te rewelacje, a on, że "trudno". Mam nadzieję, że rzywiście tylko tak to skomentowała. Wchodząc dziś rano do przedszkola myślałam, że zapadnę się pod ziemię, tak głęboko, żeby mnie tylko nikt nie widział. Z wyboru posłaliśmy małego do przedszkola na wsi, w mojej rodzinnej miejscowości, a bo wszyscy się znają, z połową rodziców chodziłam do podstawówki i w ogóle będzie fajnie, tak kameralnie. W tej chwili załuję tego, bo w mieście byłabym anonimowa,  a tu. Miałam wrażenie, że wszyscy już wiedzą i przyglądają mi się jak zwierzęciu w zoo, że mają pożywkę do plotek dzięki mnie. Nie jestem jeszcze gotowa, żeby o tym rozmawiać, a to pewnie kwestia dni, albo i godzin, gdy dowiedzą się wszyscy moi znajomi i rodzina i zaczną się pytania i niezręczne sytuacje. Już dzisiaj rano miałam problem. Napisała do mnie nasza wspólna znajoma, która mieszka po sąsiedzku, czy nie wyszlibyśmy w piątek wieczorem na piwo. Cholera jasna i nagle konsternacja co odpisać, czy ściemniać i wykręcać się czy zdobyć się jednak na szczerość i powiedzieć, że to nie możliwe bo rozstaliśmy się i nie mieszkamy już razem. Jak się pewnie domyślacie wybrałam tą pierwszą opcję, napisałam, że muszę zapytać męża czy ma jakieś plany i dam znać później. Co powiem potem? Jeszcze nie wiem, coś wymyślę, choć nie lubię i mam wrażenie, że nie potrafię kłamać, ale przez ekran monitora na szczęście tego nie zauważy. Gorzej było z ciocią. Tradycyjnie już pojechałam do niej na kawę po odwiezieniu małego do przedszkola, zazwyczaj robiliśmy to razem, a tu kolejny dzień z rzędu przyjeżdzam sama. Na pytanie czy mój mąż obraził się na nią, że nie było go już tyle dni odpowiedziałam, że ustaliiśmy, że w tym tygodniu ja wożę małego, a on może sobie dłużej pospać. Wiem, że kłamstwo ma krótkie nogi i do cioci rewelacje z przedszkola dotrą z prędkością błyskawicy, ale nie potrafię przyznać się, że moje małżeństwo się rozpadło, a tym bardziej rozmawiać na ten temat.

 

Wczorajszy dzień spędziłam głównie na kanapie z laptopem na kolanach, pracowałam, oglądałam seriale. Padaka totalna, wyszłam z domu tylko raz, żeby odwieźć małego. Przez cały dzień nie rozmawiałam z nikim, oprócz.... mojego męża, no i małego wieczorem. Rozmawialiśmy oczywiście tylko na fb i tradycyjnie tylko na jeden temat. Jak tak dalej pójdzie to zwariuje z samotności, roztyje się przy tym jak prosie i na zawsze zostanę sama. Potrzebuję ludzi, potrzebuję porozmawiać, ale o bzdetach, pogodzie i sytuacji politycznej, nie o moim beznadziejnym położeniu życiowym. Chyba wybiorę się do kosmetyczki, na najdłuższy z możliwych zabiegów, inaczej zwariuję. Dobrze chociaż, że tutaj moje się wyżalić, to mi na prawdę pomaga. No nic, wracam do serialu. Trzymajcie się!

Jak dobrze, że mam Ciebie
Autor: mama-singielka
Tagi: dziecko   cud  
23 lutego 2015, 21:47

Jestem szczęściarą, że mam tak cudowne dziecko. Jestem szczęściarą, że w ogóle je mam, ale mój syn jest niesamowity. To tylko dzięki jego miłości okazywanej na każdym kroku jakoś się trzymam. Ten chudziutki 6-latek ma w sobie większe pokłady miłości, niż niejeden wielki facet. Co chwila przytula mnie i powtarza, że kocha, nawet przez sen. Mąż nigdy nie wyprzytulał mnie przed snem tyle, co mój chudziutki bohater. Zaplanował nam już nawet życie. Powiedział, że niigdy mnie nie opuści, będziemy mieszkać razem, potem weźmie ślub i będzie miał dzieci, ale dalej będziemy mieszkać razem. Zastanawia się tylko czy nie trzeba będzie kupić jeszcze jednej szafy, bo ciuchy jego dzieci się nie zmieszczą. Słodziak. Niestety pojawiły się też i smutne chwile. Ze łzami w oczach powiedział, że chce, zeby tatuś był z nim cały czas i żeby nigdy go nie zostawił. Powiedziałam mu, że tatuś zawsze z nim będzie, nawet jak będzie duży i starty, do końca swoich dni. Tradycyjnie już zaczął się temat śmierci, moje dziecko od kiedy dowiedział się, że każdy kiedyś umrze ciągle umartwia się, że kiedyś umrzemy i że jemu będzie wtedy smutno. Pomaga dopiero tłumaczenie, że jesteśmy jeszcze bardzo młodzi i cale życie przed nami. 

 

Poza tym za mną kolejny dzień pod znakiem porządków. W poszukiwaniu zajęcia zrobiłam nawet coś, czego nie znoszę najbardziej - umyłam okna i lustra. Choć przez chwilę byłam z siebie dumna. Niestety do powrotu na ziemię zmusiła mnie teściowa, która postanowiła spotkać się ze mną. Jak się domyślacie nie chodziło tu o kawkę i rozmowę o pogodzie. Postanowiłam nie odbierać telefonu, dobijała się kilka razy, nawet na telefon służbowy. Potem wysłała sms-a. Nie odpowiedziałam. Z nikim o tym nie rozmawiałam i nie mam zamiaru, szczególnie z osobą, z którą nigdy nie byłam specjalnie blisko. Poza tym zwyczajnie się wstydzę, wstydzę się spotkać i spojrzeć w oczy. Napisałam do męża na fb, żeby przekazał jej, żeby dała mi spokój. Boję się teraz odbierać nieznane numery i podnosić słuchawkę domofonu, bo może a nóż to ona. Ta rozmowa byłaby bardzo krępująca. 

Reszta dnia jakoś zleciała, gotowanie, sprzątanie, praca, wybrałam się nawet do fryzjerki mojej ulubionej. Chciałam zmienić kolor i akurat trafiło się, że jedna z jej klientek się rozchorowała. Spędziłam tam dwie godziny na rozmowach o niczym i tego właśnie mi trzeba było. Boże jak miło odezwać się do kogoś kto ma więcej niż 6 lat. 

 

Nie wiem co myśleć o mojej relacji z mężem. Rozmawialiśmy dzisiaj nawet dużo na fb, oczywiście wszystko dotyczyło dziecka. Rozmawiamy normalnie, bez złości, żalów i zbędnych emocji. Dogadujemy się kto odbiera dziecko, prowadzi na zajęcia itp. Czy on chce się pogodzić, czy po prostu stara sie by dziecko jak najmniej ucierpiało przez rozstanie, a wiadomo im rodzice lepiej się dogadują, tym łatwiej. Cóż czas pokaże. Ja tymczasem obejrzę jakiś film i spróbuję zasnąć, choć mam z tym ostatnie niemałe problemy. Dobrej nocy!

Drugi dzień samotności
Autor: mama-singielka
Tagi: dziecko   samotność   rozwód   trudne pytania  
22 lutego 2015, 22:16

 Za mną drugi dzień po rozstaniu. Boże jak ten czas wolno płynie, mam wrażenie, że ten dzień trwał wieczność. Dobija mnie samotność, nie wiem co ze sobą robić. Pracowaliśmy z mężem razem, w domu, także przebywaliśmy ze sobą praktycznie 24h/dobę, a tu nagle nie ma do kogo się odezwać. Mój brat dobrze wie co się stało, ale nie powiedział słowa na ten temat, udaje, że wszytsko jest po staremu. Maly za to pyta wciąż czy tata do nas wróci, mówi, żebym do niego zadzwoniła i poprosiła go o to. Serce mi pęka, a jemu patrząc jak płacze. Swoją drogą widziałam, że mam wrażliwe dziecko, ale nie, że aż tak. Leżeliśmy już wiczorem w łóżku, a ja przerzucałam zdjęcia z telefonu, kiedy mały ze łazami w oczach zapytał czy usunę zdjęcia z tatą i poprosił, żebym zostawiła. Oczywiście uspokoiłam go, że nie miałam takiego zamiaru, a jego tata zawsze będzie jego tatą a dla mnie ojcem mojego dziecka. Chwilkę później oglądaliśmy w telewizji jakiś serial i pojawił się temat rozstania, wtedy mały przytuił do siebie mocno moją rękę i powiedział, że on mnie nigdy nie opuści. Boję się co się tak naprawdę dzieje w jego małej główce. Niejednokrotnie powtarzałam, że jest bardzo naiwny i dziecinny, bo ma szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo. Teraz to się zmieniło i nie wiem jak to na niego wpłynie. Może powinnam pójść z nim do jakiegoś specjalisty, żeby pomógł mu przez to przejść. 

 

Mąż dziś znowu zabrał małego, tym razem na 4 godziny do swoich rodziców, Zapytał mnie o to czy może na...facebooku. Tak moi drodzy, doszło do tego, że najważniejsze sprawy dotyczące mojego dziecka omawiam z jego ojcem na fecebooku. Nawet sporo dzisiaj rozmawialiśmy, a to że do fryzjera trzeba iść z małym, a że do dentysty. Mówiłam mu, żeby pouczył się z nim trochę (we wtorek ma spotkanie rekrutacyjne do prywatnej szkoły), żeby nie było, że mama to tylko każe sprzątać, myć zęby i uczyć się, a tatuś zabiera w fajne miejsca i kupuje słodycze, ale ani słowa o tym, że nie jesteśy już razem. Chyba wolałabym, żeby pojawiły się jakiekolwiek słowa, choćby uszczypiwiości, wskazywało by to, że targają nim jakieś emocje, a tak to wychodzi na to, że nic nie czuje, także do mnie. Do godziny 13.00 miałam zrobione w domu już wszystko, zdążyłam nawet trochę popracować. Jak mąż zabrał dziecko nagle nie wiedziałam co robić. Może gdybym miała przyjaciółkę to poszłabym się wygadać, ale tak nie jest. Tak więc zostałam sama z długim, szarym niedzielnym popołudniem. Postanowiłam pojechać do cioci. Mam z nią dobry kontakt, często do niej jeżdzę, zastępuje mi trochę mamę, która pracuje za granicą. Ciocia jednak nie jest osobą, której mówię o swoich problemach, to raczej ja pełnię tu rolę powiernika. Ja słucham o problemach ze zdrowiem, pieniądźmi, dziećmi, mężem, pożyczam pieniądze i wożę po lakrzach. Ciocia uważa mnie chyba za kobietę sukcesu, są pieniądze, dobry samochód, no i  dobry mąż. Nigdy nie poskarżyłam jej się na niego, nigdy nie opowiedziałam co działo się w domu, a jej chyba nie przyszło do głowy by zapytać, czy coś jest nie tak. Oczywiście nie powiedziałam jej, że mąż się wyprowadził, że zostałam sama. Jak zapytała gdzie są moje chłopaki, to powiedziałam, że pojechali do teściów. W sumie nie skłamałam,ale nie powiedziałam też wszytskiego.  

 

Wróciłam do domu i nie wiedziałam co ze soba zrobić, szukałam zajęcia na siłę. Uwierzcie mi jeśli dalej tak pójdzie to będę mogła stawać w konkury z Perfekcyjną Panią Domu. Małego miało nie być jeszcze godzinę to skorzystałam z okazji i poużalałam się trochę nad swoim losem, sama przed sobą, poleciało kilka łez. Stwierdziłam też, że nie dotarło jeszcze do mnie co, tak naprawdę. się stało. Może jak minie kilka dni i samotnych nocy to zdam sobie sprawę w jakim położeniu teraz jestem. Póki co martwię się co mały powie w przedszkolu, czy oznajmi paniom, że tatuś się wyprowadził. Całe szczęście, że mąż odbiera go jutro, bo bym się chyba spaliła ze wstydu. Ma go potem zabrać do fryzjera i na taekwondo, oznacza to, że czeka mnie jutro 10 godzin w samotności we własnym domu. Mogę sobie co najwyżej pogadać do psa czy kota. Czy tak będzie już zawsze, czy czeka mnie samotność przez którą mi odbije? Bo to nie możliwe by nie mieć do kogo otworzyć ust i nie zwariować. Nie wiem jak sobie z tym poradzę. Synek pyta ciągle o tatę, a ja chyb coraz bardziej tęsknię i coraz bardziej chcę, żeby wrócił. Ale nie poproszę o to, nie dam mu tej satysfakcji, szczególnie po tym, jak kilka dni temu powiedział "i tak wiem, że jak się wyprowadzę , to zadzwonisz po kilku dniach, prosząc żebym wrócił". O nie, mój kochany, tym razem to ty będziesz prosił, żebym przyjęła cię spowrotem, może to cię trochę utemperuje, szczególnie twoje wielkie ego. 

 

Późno już, a ja muszę rano wstać, żeby odwieźć dziecko do przedszkola. Miłej nocy, trzymajcie się.

Pierwszy dzień mojego nowego życia
Autor: mama-singielka
Tagi: małżeństwo   rozstanie   rozwód   rodzicielstwo   singielka   samotna mama  
22 lutego 2015, 13:13

 Mąż spakował ciuchy swoje i swojego starszego syna i wyszedł. Starałam się zachować twarz jak się pakował, ale jak tylko przekroczył próg wpadałam w histerię. Całe moje życie się wali, zostałam sama z 6,5-letnim dzieckiem, 17-letnim bratem, którego wychowuje, psem i dwoma kotami. Z masą rachunków do płacenia, ratami, wynajmowanym mieszkaniem i nienormowanymi godzinami pracy. Ja nie potrafię być samodzielna, nigdy nie załatwiałam niczego sama, nie podpisywałam umowy, a teraz mam to wszystko robić sama? Już pierwsze zadanie mnie przerosło. Głupia sprawa, zerwanie umowy z kablówką i telekomunikacją. Termin był do dziś, ale bałam się zerwać, bo nie wiem czy będę w stanie ogarnąć nowego dostawcę. Umowy nie zerwałam i nie wiem czy przedłużą mi ją na czas nieokreślony czy na kolejne dwa lata. Byłam głupia i nie załatwiłam tego, bo się bałam. Wiem, że to śmieszne, ale całe dorosłe życie miałam kogoś kto prowadził mnie za rączkę, a nagle zostałam sama.

 

Po półgodzinnej rozpaczy, postanowiłam wyjść z sypialni i zachowywać się w miarę naturalnie, żeby nie nakręcać małego. Na szczęście przyjął to dziś spokojnie. Postanowiłam wziąć się za pracę, napisałam kilka tekstów, przejrzałam ulubione strony, aż nagle mryga mi powiadomienie z facebooka. Pisze – pisze coś do mnie. Już się ucieszyłam, że mamusia nie przyjęła go z otwartymi ramionami i chce wrócić z podkulonym ogonem. Jednak się myliłam, zapytał czy może małego zabrać dziś do sali zabaw. Korciło mnie, żeby nie pozwolić, ale zrobiłabym tylko tym krzywdę dziecku. Zgodziłam się, umówiliśmy się, że przyjedzie po niego o 16.00. Była 13.00 i postawiłam przekupić trochę małego i zabrać na zakupy. Pozwoliłam kupić kilka słodyczy, żeby nie było, że weekendowy tatuś jest lepszy niż całodobowa mamusia. Ugotowałam mu też jego ulubioną zupę pomidorową. Po obiedzie ubrałam go ładnie i czekaliśmy na sygnał domofonu. Mały bawił się w tym czasie lego, a ja odmóżdżałam przy Zumie. W pewnym momencie zapytał się mnie czy znajdę mu kiedyś żonę, bo on nie chce szukać sam. Poprosił nawet grzecznie. A mnie zatkało, zdałam sobie sprawę, że sama nie potrafiłam ułożyć sobie życia, a dziecko ufa mi całkowicie i chce bym zrobiła to za niego. Podeszłam do niego i wytłumaczyłam, że to nie tak, że rodzice nie szukają dla dzieci małżonków, że pozna kiedyś dziewczynę, zakocha się i zechce wziąć z nią ślub. - To tak jak ty i tata? Odpowiedziałam, że tak, ale w głowie miałam kilka innych słów, którym nie chciałam mu mącić. Dyskusja o ślubie, żonie i mężu stała się pretekstem od zadania pytanń, które tego dnia słyszałam kilkukrotnie. „Czy tatuś będzie jeszcze kiedyś z tobą spał?”, „Czy tatuś zamieszka jeszcze z nami na stałe?”. Odpowiadałam wymijająco, bo sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Nie skreśliłam naszego małżeństwa definitywnie. Jak się okazało mój mąż tak. Po powrocie z sali zabaw mały powiedział, że zapytał się tatusia o to samo i tatuś odpowiedział, że nie, nie zamieszka z nami więcej. Po raz kolejny zamknęłam się w pokoju, zdałam sprawę ze swojej fatalnej sytuacji i popłakałam. Była 18.00 a ja nie marzyłam o niczym innym, jak tylko, żeby ten dzień się w końcu skończył, chciałam położyć się do łóżka, przytulić syna, obejrzeć kabaret i zasnąć. Dotrwałam do 20.00 i tak też zrobiłam. Mały, który uwielbia spać w moim łóżku, dzisiaj nie cieszył się z tego specjalnie i zadał ponownie pytanie „Czy tatuś będzie jeszcze kiedyś z tobą spał i mieszkał z nami na zawsze?”. Serce mi się krajało, bo wiem jaki mały zżyty jest z ojcem, dlatego też powiedziałam, że nie wiem. Na co on powiedział „Zadzwoń do niego jutro, dobrze? I zapytaj się czy do nas wróci”. Powiedziałam, że zadzwonię i zapytam się kiedy do niego przyjdzie. Na szczęście wystarczyło mu to i poszedł grzecznie spać. Ja niestety nie jestem w stanie zasnąć. Jest 3.34, a ja piszę tu, żeby się „wygadać”, wyrzucić to z siebie. Tutaj jest łatwiej, nie wiem czy będę potrafiła rozmawiać z kimś na żywo. Z góry mogę przewidzieć, co każdy będzie myślał z duchu „Tak się kończą małżeństwa zawierane przez wpadkę”. Ale tak nie jest my się kochaliśmy, ja go dalej kocham, ale nie wiem czy ten związek ma sens, czy jesteśmy się w stanie jeszcze dogadać. Tyle się już wydarzyło, tyle padło słów. Mam mętlik w głowie i jedno co wiem, to to, że jestem strasznie nieszczęśliwa i miałabym ochotę zakończyć to wszystko i nie cierpieć już, ale mam syna, mam dla kogo żyć.